Jak przestać się martwić!
W naszym społeczeństwie panuje wiele przekonań, które nam nie służą. Te przekonania oparte mogą być na pojęciach, których definicja została wypaczona. Przykłady można mnożyć: mylimy pokorę z niskim poczuciem wartości, mylimy miłość z zaspokajaniem potrzeb, często utożsamiamy też troskę i dbanie o siebie, czy o innych z… martwieniem się.
By pomóc sobie w dobie dzisiejszych pandemicznych okoliczności postawmy pytanie:
Czy martwiąc się dbam?
Jednym z przekonań jest, że trzeba się martwić, bo jeśli się nie martwisz jesteś niedojrzały, nieodpowiedzialny, nieprofesjonalny, ignorujesz problemy, nie zależy ci lub, co więcej; nie zdajesz sobie z niczego sprawy.
Pamiętam z dzieciństwa określenie „niepoprawny optymista”, które często padało, gdy np. przed egzaminem ktoś miał dobry nastrój.
Być może takie przekonanie zakotwiczyło się w nas dziedzicznie – martwiły się nasze mamy, babki, martwili się wszyscy wokół. Wynikało to zapewne z tego, że całe pokolenia żyły w strachu. Strach zakotwiczył się w nas tak mocno, że z pokolenia na pokolenie martwienie się stało się naszą główną motywacją aż utarło się, że jest to cecha szlachetna do tego stopnia, że czasem podświadomie wręcz chcemy się martwić. Wtedy zwykle ktoś nam powie dobre słowo i obdarzy współczuciem, czy uznaniem za ogrom zmartwień.
Sedno w tym, że myśli wywołują w nas emocje odpowiadające tym myślom, a emocje pociągają za sobą działania i rezultaty, które kolejno generują jakość myśli.
Jeśli mamy mocno zakotwiczony nawyk martwienia się, jest to już naszym sposobem myślenia, staje się naszą mentalnością.
Każdego dnia towarzyszy nam ok. 70 tysięcy myśli. Ok. 90% z nich to te same myśli, które towarzyszyły nam wczoraj, przedwczoraj…
Każdego dnia mamy więc podobne emocje i robimy podobne rzeczy, nasze życie wygląda ciągle podobnie.
Tak wpadamy w nawyki myślowe, co pociąga za sobą nawyki emocjonalne, i nawyki działania. To stwarza stan podobny do uzależnienia: jeśli chcemy to przerwać, coś zmienić – nasz umysł i nasze ciało chcą wrócić do utrwalonych wzorców, najprościej mówiąc domagają się dawnych dobrze znanych emocji.
Dlatego ważne jest, by podejmując decyzję o chęci zmiany pamiętać, że będzie nas ciągnęło do powrotu w stare stany. Zadajmy sobie wtedy pytanie:
Czy to, co myślę buduje mnie i zbuduje moich najbliższych?
Uświadamiając to sobie, możemy nie poddać się, dokonać w swojej głowie innego wyboru, wybór po wyborze aż utrwali się w nas nowa postawa i stanie się nową normą.
Ale dlaczego warto popracować nad zmniejszeniem naszej tendencji do zamartwiania się!
Ponieważ martwienie się i troska nie znaczą to samo. Na pozór wydaje się to banalne, lecz przyjrzyjmy się wadze różnicy:
Troszczenie się wynika z miłości, źródłem troski o kogoś, o siebie jest miłość, czyli energia obfitości, energia dobra, natomiast martwienie ma swe źródło właśnie w strachu. Już sam punkt wyjścia wnosi różnicę, bo jeśli miłość generuje miłość, a strach generuje strach to skupiając się na jednym lub drugim generujemy więcej tego, na czym się skupiamy – nasza uwaga działa niczym szkło powiększające, przyciągamy i dostrzegamy więcej tego, na czym się skupiamy. Czy jest to argument?
Troszcząc się niejako obejmujemy kogoś opieką z miłością, wysyłamy mu pierwiastek miłości, martwiąc się wysyłamy mu energię strachu. Troska wywołuje w naszych głowach obrazy miłe, dobre – martwienie się wywołuje czarne scenariusze. Nie tylko je wysyłamy (świadomie lub nieświadomie) do osoby, o którą się martwimy (zapewne ją kochając), ale także możemy odczuć ich konsekwencje w swoim ciele. Warto zaobserwować jak zachowuje się czujemy i jak zachowuje się ciało, gdy myśl jest pozytywna, a jak się czuje, gdy jest negatywna, niebudująca: miłość generuje emocję ciepła w ciele, strach generuje spięcie. Myślą, bowiem wysyłamy energię zarówno do swojego ciała, jak i do czyjegoś pola energetycznego i może szokująca, ale prawda jest taka, że albo kogoś tym wzmacniamy albo osłabiamy.
Naukowcy udowadniają, że obejmowanie miłością kogoś, kto np. walczy z uzależnieniem wzmacnia jego ducha, a martwienie się osłabia całą postawę.
Czy więc martwiąc się dbam?
By przestać się martwić, a po prostu dbać, najpierw warto uzmysłowić sobie różnicę, uświadomić ją sobie, poczuć ją. Refleksja zmienia doświadczenie – już sama refleksja sprawi, że będziemy „przyłapywać się” na zamartwianiu, a podczas tego „przyłapywania się”, damy sobie szansę na dokonanie innego wyboru w naszej własnej głowie; wyboru, że nie idę ścieżką pod nazwą strach, a wybieram wiarę, zaufanie i dbanie o siebie i siebie nawzajem. Wybór ten zacznie się przekładać na samopoczucie, na relacje, na nowe decyzje, na zwiększenie wiary i odwagi… na lepszą jakość naszego codziennego życia.
Żeby zwiększyć wiarę, a zmniejszyć strach, możemy zadać sobie pytanie, nie jak się czuję, ale: Jak chcę się czuć? Stymulujemy się wtedy do skupienia się na tym, czego chcemy, a nie na tym, czego się boimy. Wiedząc już, że emocje ZAWSZE poprzedzają myśli – nawet niezauważone zadajmy sobie następne pytanie: Jak powinienem myśleć, żeby tak się czuć?
Można także ustawić sobie tzw. „przypominajkę” w telefonie – np., co 30 minut usłyszę dźwięk, który wywołuje we mnie pytanie: Czy tym, co myślę teraz martwię się, czy dbam?
Rezultatów doświadczysz już niebawem. Koniecznie daj mi o nich znać, a jeśli potrzebujesz pomocy, zapraszam do kontaktu, zapraszam na sesję, gdzie nauczę cię podmieniać zabarwione martwieniem się myśli na takie, które ciebie zbudują, będziesz wtedy dbać nie martwiąc się o to, co na to nie zasługuje.
Troszcz się nie niepokojąc.
Powodzenia w budowaniu siebie! Dorota Ożóg
#wczesniejwstawajwiecejczytaj www.dorotaozog.pl